Relacje z jedzeniem a relacje z matką
Mija niemal tydzień od Dnia Matki, w związku z czym możemy rzucić pewien cień na relacje – lub raczej wydobyć z cienia pewne rzeczy.
Nie ma chyba relacji równie skomplikowanej co relacja z matką. Relacji pełnej miłości, ale i potrzeby kontroli, pięknej, ale często także toksycznej. To właśnie przez tę relację mamy masę przekonań, powinności i oczekiwań wobec siebie i świata. Najważniejsza relacja w naszym życiu, od której wszystko się zaczyna i od której wszystko zależy: nasze poczucie wartości, relacje z innymi i bardzo często „relacja” z jedzeniem. Jeśli dobrze się im przyjrzymy, zobaczymy w obu tych relacjach pewną ambiwalencję. Jednej i drugiej pragniemy, jednocześnie je odrzucając, kochając i ich nienawidząc. A jednak obu relacji potrzebujemy, nawet jeśli robimy wszystko, spychając w głąb własnych doświadczeń, żeby się do tego nie przyznać.
Relacje z jedzeniem a relacje z matką
Relacja z matką jest fundamentalna naszego funkcjonowania w świecie i poczucia bezpieczeństwa. Związana jest z karmieniem, jedzeniem i emocjami. Sposób karmienia nas przez matkę wpływa na naszą psychikę. Zależność emocje–jedzenie pojawia się z chwilą naszego urodzenia. Kiedy matka przychodzi do nas ze słodkim mlekiem, daje nie tylko pokarm, lecz także dotyka, koi, tuli i uspokaja. Mając w podświadomości i ciele to wspomnienie, w dorosłym życiu lubimy „przytulać się jedzeniem”. To daje nam poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Uspokaja.
A co się dzieje, kiedy matka jest pełna lęku, kiedy odrzuca samą siebie? Kiedy nie zaspokaja naszych podstawowych dziecięcych potrzeb? Wtedy jedzenie nie będzie kojarzyło się nam dobrze. Zostaniemy nakarmieni tymi wszystkimi negatywnymi emocjami. W przyszłości możemy jeść nerwowo lub stać się niejadkiem, jadać tylko określone produkty i mieć zaburzoną relację z jedzeniem, być może tak samo jak z matką. Niektórzy z nas budzą się w nocy i muszą się najeść, bo tylko to ich uspokaja i pomaga znów zasnąć. Być może ich matki żyły „mechanicznie”, bez kontaktu ze sobą, a przez to nie zwracały uwagi na prawdziwe potrzeby dziecka. Karmiły z zegarkiem w ręku, na czas, w nocy, kiedy dziecko spało, bo tylko tak mogło zostać nakarmione. Niestety, to potrzeba matki wynikająca z jej lęku. Jeśli dziecko jest nakarmione, matka się uspokaja.
Dorosłe dziecko
Konsekwencje takich pierwszych doświadczeń z jedzeniem mogą w przyszłości objawić się nie tylko nocnym podjadaniem, ale również brakiem kontaktu z własnym ciałem i jego potrzebami, zaburzonym ośrodkiem sytości i głodu oraz nieustającym głodem emocjonalnym. Znam wiele osób, które nie wiedzą, ile potrzebują zjeść, kiedy czują sytość i prawdziwy głód. Mylą objaw fizjologiczny ze zmęczeniem, poirytowaniem lub napięciem emocjonalnym. Jako dzieci uczymy się kontaktu z własnym ciałem na różne sposoby. Wysyłamy sygnały w formie grymaszenia, płaczu, kiedy czujemy głód. Mamy własne formy komunikacji, zanim nauczymy się mówić: „mamo, jestem głodny”. Ale nie zawsze sygnał płaczu oznacza, że chce nam się jeść. Kiedy na każdy sygnał o potrzebie dostajemy butelkę lub pierś, uczymy się nawykowo, że na każdy problem najlepszym rozwiązaniem będzie jedzenie.
Jedzeniem nie nakarmisz głodu emocjonalnego
Relacja z matką jest pierwszym wzorem do naśladowania, obiektem identyfikacji. Ta wzajemna relacja rzutuje bardzo na nasze późniejsze życie, które budujemy na jej podobieństwo lub w opozycji, a często i w rywalizacji. Jeśli matka była chłodna, nieobecna, zbyt wymagająca lub nadopiekuńcza, jeśli mamy poczucie słabej więzi, rozwijamy w sobie konflikt dążenie–unikanie. Mamy dużo lęku przed bliskością i prawdziwym zaangażowaniem w życie. Tęskniąc za idealną matką, pragniemy jej obecności, a ponieważ była ona raniąca, nie chcemy tego doświadczać – odrzucamy ją. Potem w dorosłym życiu mamy podobną relację ze sobą, ze światem i z jedzeniem. Konflikt dążenie–unikanie zastyga i pozostaje w naszym ciele. Pragniemy jeść, a jednocześnie boimy się przytyć, a więc odrzucamy. Czasem pojawia się depresja.
Relacja z jedzeniem to głównie kontrola, brak przyjemności, brak prawdziwego kontaktu w zgodzie z potrzebami swojego ciała, często perfekcjonizm, cierpienie, zaburzenia odżywiania, kompulsja, a na końcu poczucie winy i wstydu. Stajemy się ofiarami jedzenia, odchudzania i braku akceptacji. Być może bardzo podobnie jak w dzieciństwie.
Głód emocjonalny nie daje o sobie zapomnieć, a jego nie da się nakarmić jedzeniem. Tak naprawdę jesteśmy głodni miłości, akceptacji, uwagi i poczucia bezpieczeństwa. Więc jeśli twoje wewnętrzne dziecko potrzebuje bliskości, to nie dawaj mu słodyczy, daj mu bliskość.
Ela Lange
Komentarze
Autorka opisując te skomplikowane relacje dziecko-jedzenie-matka milcząco zakłada, zgodnie z prawdą, że tego jedzenia jest w bród. Ono wylewa się, czy wysypuje z lodówki. Otacza nas i kusi ze wszystkich stron. Jedz, jedz, pij, pij…! Co ta matka ma zrobić gdy ciagle słyszy kup, kup, jestem głodny…itd. Przekornie powiem, że moi rodzice w latach 70-tych mieli łatwiej. Oni walczyli o jedzenie i nie musieli myśleć, że jest jego za dużo, a nawet jak było to robili jakieś przetwory. A jak było już całkiem źle to przed pójściem na dwór dostawało się pajdę chleba posypaną cukrem i polaną wodą. Tak, tak, tak było. Oczywiście nie namawiam, ani sam nie tęsknię za tamtymi czasami, ale w czasach niedoboru pewne sprawy były zdecydowanie prostsze. 🙂